Mamy tą „komfortową” sytuację, że paniczny run na banki zaczął się od Węgier a nie od nas – możemy dzięki temu obserwować jak to będzie przebiegać potem u nas. 🙂
Czy na sali jest jeszcze ktoś kto trzyma złotówki albo jakiekolwiek pieniądze w banku?
Jeśli tak to gratuluję odwagi.
mam trochę w PKO BP I SKOKU i czekam na jakąś nieruchomość . co zrobić ?
Kupić jeny i zakopać w paru bezpiecznych miejscach?
Ale co się zaczęło? Daj linka.
Węgrzy masowo wycofują kasę ze swoich banków, kupują euro i wpłacają je na konta bankowe w Austrii.
Zawsze musi być link? 🙂
Kupują euro? To tak jakby z deszczu pod rynnę 😉
Czyli przyśpieszają spadek forinta. Jak wiemy, po spadku będzie odbicie! U nas mimo wszystko nie mamy Orbana ani innego Kaczyńskiego przy władzy bo gdybyśmy mieli to my byśmy byli pierwszymi w kantorach 😉
Psychol nie zadbał o PR. Teraz trzeba obserwować na ile sytuacja jest stabilna i czy nie nadejdzie moment, że opłacać się będzie skupować forinta i może nawet depozyty w węgierskich bankach.
Właściwie to nie ma podstaw do niepokoju. Węgry nie są JESZCZE zagrożone, a my przecież jesteśmy zieloną wyspą mlekiem i miodem…. 😉
Pozazdrościć przy tym jak im eksport wzrośnie i zysk z eksportu.
Nie wiem czy jest czemu zazdrościć gdy ludzie zaczynają mniej zarabiać i tracą uciułane „majątki”.
Ja im wcale stresu i całej otoczki nie zazdroszczę tak jak i nam by nikt nie „zazdrościł” gdybyśmy mieli podobnego wariata np. Kaczyńskiego u władzy w tak trudnych czasach. Sam psychol Orban, jest jeszcze większym problemem niż jego poprzednicy.
Optymistycznie zakładam, że widmo bankructwa Węgier jest mało realne.
Medialne pompowanie ich aktualnych trudności wydaje się niepotrzebne. Twierdzenie, że zaczynają mniej zarabiać mnie także nie przekonuje bo nie wydają pieniędzy w innej walucie a w swojej a te przejściowe problemy się ustabilizują i doprowadzą do wzrostu (odbicia), choćby właśnie poprzez wzrost eksportu.
Już teraz Węgry mają DODATNI bilans płatniczy i zarówno w zeszłym roku jak i w poprzednim mieli DODATNI bilans handlowy, przy czym ich gospodarka jest właśnie w 80% oparta o eksport. Przypomnę, że my mamy ok. minus 10 mld euro bilansu handlowego za 2011r. Niestety ale to u nas już zaczynają się kończyć te w znacznej części niepotrzebne inwestycje związane z euro2012 i niebawem możemy to dodatkowo odczuć. O ile tam się jakieś nieprzewidziane tragiczne zdarzenia nie wydarzą, to Orban będzie musiał się dogadać z MFW i to zrobi.
Samo bankructwo należy się prawie wszystkim krajom, bo gdybym ja wydawał z roku na rok więcej niż zarabiam to dawno by mnie banki zlicytowały. A Państwo jedno po drugim wydaje coraz więcej w stosunku do zachodów a banki ich jeszcze straszą niskimi ratingami, żeby wydusić więcej odsetek. Większość Państw powinno zbankrutować bo nie widać dążenia do ograniczenia wydatków poniżej dochodów. Wszelkie ograniczenia są pozorne bo rządy w strachu przed buntami nie podejmują stanowczych działań i ograniczeń. Obiecać trzeba coś, żeby wygrać kolejne wybory. Sytuacja Węgier pomijając problemy budżetowo polityczne jest niezła. Inflacja taka jak u nas, bezrobocie niższe niż u nas i spada. Węgrzy z takim czy innym politykiem u władzy sobie poradzą.
Bankructwo kraju to jedno, a dewaluacja – czy to inflacyjna czy zadekretowana – pieniędzy to drugie.
Państwo wcale nie musi ani bankrutować ani zbankrutować by ludzi wycyckać na zbiciu wartości pieniądza do poziomu makulatury.
Natomiast nie masz racji z tym eksportem. Nie ma krajów, których gospodarka nie jest oparta na zasobach surowcowych, które by tylko eksportowały. Wszystkie produkcyjne kraje odpowiednio dużo importują by móc potem eksportować. Jeżeli spada wartość ich waluty to import odpowiednio drożeje, drożeją podzespoły, paliwa i inne surowce a to się przekłada na wzrost cen towarów wszelakich a ten na oczekiwania ludzi co do wysokości pensji itd. Dlatego zwałka wartości pieniądza to jedynie chwilowe zbicie kosztów wynagrodzeń ludzi, czyli po prostu ich pauperyzacja, a wzrost eksportu wybitnie chwilowy.
Niestety stara prawda ciągle jest prawdziwa – stabilność jest dobrodziejstwem dla biznesu, niestabilność oznacza plajty. Nie mówię tu o spekulantach – dla nich jest odwrotnie 🙂 – mówię o normalnych biznesach. One wymagają pewnej przewidywalności a nie szaleństw waluty.
Poza tym.
Nie wiem czy powrót do poziomu zarobków z lat 80 zeszłego (XX) wieku, czyli do 30 dolarów na miesiąc to jest coś co powinno kogokolwiek cieszyć 🙂
Jeszcze jest sprawa kredytów hipotecznych. Ale to już każdy musi sobie wypić nawarzone samodzielnie piwo. Jak ktoś jest aż takim idiotą, że nie posiadając kompetencji spekuluje zaciągając kredyt w walucie w której nie zarabia to powinien się liczyć z takimi a nie innymi skutkami i nie ma co się tu rozwodzić nad głupotą ludzką. Takie kredyty powinny być zakazane i w tej chwili można powiedzieć, że tak jest w PL, bo uzyskanie kredytu walutowego przez zarabiających w PLN graniczy z cudem. I całe szczęście.