Dziś zaczął się koniec Internetu. Ale nikt rabanu nie narobił ani płaczek nie słychać.
To chyba wymowne bo jakby zaczął się koniec telewizji to pewnie wybuchłyby rewolucje.
O czym mowa? O tym, że rząd USA usunął kilkadziesiąt domen. Prawem kaduka. Nawet bez żadnego sądu, prawa do odwołania się itd. itp. choć nie jest to w sumie w ogóle istotne.
Ważne jest, że to zrobił.
I to nie jest nawet przysłowiowa utrata dziewictwa, to dzień początku końca Internetu.
Internetu, który umożliwiał GLOBALNĄ i SWOBODNĄ wymianę między ludźmi.
Oczywiście, znając IP serwera da się „obejść” usunięcie nazwy z listy DNSów. Ale nie zdziwiłbym się jakby numery IP też zaczęli blokować przez ich kasację.
Coś mi się czuje, że pozostaje jedynie budował obywatelskiej, niezależnej od Władz sieci. Z serwerami w przestrzeni kosmicznej lub niezajętym jeszcze