No i zaczęło się! Siepacze Władzy rzuciły się z zapałem na kilkadziesiąt sklepów pewnej firmy.
Przy tym nie tylko nie ukrywają, lecz jawnie, do kamer i mikrofonów mówią, że ich celem jest zablokowanie funkcjonowania tej firmy . Dodam: LEGALNIE działającej firmy i nie łamiącej prawa. To, że przyznają to bez żadnej krępacji (patrz na cytat ze stopki) pokazuje skalę upadku Polski.
Oczywiście chodzi o sklepy działające pod marką dopalacze.com
20 lat po odzyskaniu niepodległości mamy państwo policyjne i totalitarne, w skali o jakiej komuna mogła sobie jedynie pomarzyć. Czy o taką Polskę walczyliśmy? O Polskę, w której Władza może bezczelnie i jawnie niszczyć kogo i co chce? Czy o taką Polskę walczyliśmy, w której Władza decyduje co dorosła osoba może jeść, palić, łykać, co może – do jedzenie, picia, palenia – posiadać a czego nie?
Można nie lubić sklepów z tzw. dopalaczami – czyli środkami psychoaktywnymi – nie godzić się z ich działalnością, ale wtedy drogą do ich delegalizacji powinny być działania ustawodawcze, a nie atak policji i innych siepaczy (służb) Władzy.
Gdyby Polska rzeczywiście była krajem praworządnym to osoba lub osoby, które podjęły decyzję o takiej akcji powinny natychmiast trafić do więzienia za nadużycie swoich stanowisk i władzy. Niestety – Polska to dziś kraj na wskroś policyjny, a być może już po tej akcji – totalitarny. A w takim kraju przedstawicielom władzy krzywda się nie dzieje. Nawet gdy mordują, zabijają i niszczą. Nie ważne czy czyjeś życie, dorobek, czy firmy.
W sumie to powiem, że i tak się dziwię, że na dzień dobry nie aresztowano pracowników tych sklepów, właściciela firmy i nie potrzymano kilka miesięcy w areszcie „do wyjaśnienia”. Czyżby jednak jakaś obawa przed mediami i opinią publiczną? No, ale może jeszcze wszystko przed nami i jeszcze się i tego doczekamy??
A teraz obiecany cytat:
„Akcja ma uniemożliwić funkcjonowanie sklepów do czasu wejścia w życie ustawy o narkomanii, delegalizującej sprzedawany w dopalaczach towar. – Sklepy zostaną zamknięte. Spiszemy z natury towar, który się w nich znajduje. Nie wiemy, jak długo to potrwa – mówi „Gazecie” urzędnik Ministerstwa Finansów.