Choć tak naprawdę to jeszcze więcej, ot tak o jakąś dekadę. Ale ile dni z tego utkwiło w pamięci, tej częściej lub rzadziej przywoływanej? Ile z dzieciństwa, podstawówki, ostatnich 30 lat ? Ile miłości, miłostek i niezwykle ekscytujących wówczas sekscesów? Choć pamięć mam doskonałą – tyle co kot napłakał…
A ile ówcześnie niezwykle ważnych ważności przetrwało takimi do dziś?
Też niewiele 🙁
Pierwszy raz nostalgia dopadła mnie wiele lat temu w drodze do Rygi. Stanąłem wtedy w szczerym polu żeby rozruszać sobie nogi. Wokół mnie rozciągało się otulone księżycową poświatą nizinne pustkowie, upstrzone kłębami mgły ścielącymi się nieregularnie w zagłębieniach terenu. I choć w aucie słodko spały moje dwie ukochane istoty to przed oczami stanęły mi od razu podobne klimaty z mojego dzieciństwa nad łąkami Widawy. Zdałem sobie wówczas sprawę, że rzeką która odcisnęła się w moim jestestwie jest Widawa, a właściwie jej konkretny odcinek, płynący na długości Zgorzeliska. Gdy śni mi się jakaś rzeka to zawsze właśnie ona, jakaś jej część na tym odcinku.
Drugi raz dopadła mnie przy porządkowaniu szuflad gdy znalazłem stare zdjęcia, klisze i pamiętniki. Wtedy uświadomiłem sobie jak mało na co dzień pamięta się z dawnych lat i że ćwierć wieku minęło dosłownie jak jeden dzień. Nawet nie wiem kiedy… 🙁
Są jednak i mniejsze, częstsze nostalgie – przywołują mi je z pamięci różne zdarzenia najpierw z Adasiem, a potem z Amelią, Aurelią i Arielem, nawet te z najmłodszych lat, których ponoć się w zasadzie nie pamięta. A ja dziwnym trafem pamiętam.
Na przykład jedno z najstarszych – gdy moją irytację wzbudzało wymawiane przez rodziców słowa „już„, „zaraz” , „chwilę”. Miały one mnie uspokoić, że to czego właśnie pragnę i chcę nadejdzie już, zaraz, ale działało wręcz odwrotnie! A ja nie umiałem jeszcze wtedy tego rodzicom przekazać, czyli musiałem być naprawdę mały. Pamiętam to doskonale i dlatego staram się unikać takich słów przy moim synu, choć to unikanie słabo wychodzi ;(
Pamiętam jak się o coś uderzyłem i byłem zły, że cały świat nie jest miękki. Pamiętam jak rozkminiałem działanie lamp, że usuwają mrok. Pamiętam mój zachwyt nad zielenią roślin patrzyłem na nie z wózka próbując dosięgnąć liści (taką samą reakcję zaobserwowałem u Ariela). Ile wtedy mogłem mieć miesięcy? 6-7 miesięcy?
Przypominam sobie też scenę jak zbierałem z brzegu morza prześliczne kamyki i chwaliłem się swoją zdobyczą mamie, oraz moje głębokie rozczarowanie, że tracą one swój urok po wyschnięciu. Brak w tym wspomnieniu mojej siostry, pozwala mi datować to wspomnienie na niespełna drugi roku życia. Niestety ojciec nie zapamiętał tamtych wczasów, więc nie mogę tego potwierdzić na 100% Choć ze siostrą to mam jeszcze starsze wspomnienie – widok zawiniętego czegoś w szmatę, przekaz mamy, że to coś zostanie z nami i moją obojętną zgodę na to. Obojętną w sensie tym, że jak chcą to niech se zostaje, co mnie to przeszkadza? 🙂 Oczywiście to „coś” to była moja siostra, gdy mama przywiozła ją po urodzeniu ze szpitala. Nie wiem jak mogę to pamiętać, przecież miałem wtedy niepełny roczek. Ale pamiętam.
Notabene ze wspólnych wczasów z rodzicami pamiętam też tylko nieliczne zdarzenia jak zejście na plażę w Jarosławcu, znalezienie parawanu gdzieś w lesie, śmiertelny wypadek traktorzysty gdy spacerowaliśmy wokół jakiegoś słonego jeziora. Wbrew staraniom rodziców by razem spędzać wakacje – niewiele tych wspomnień pozostało. I to głównie u mnie bo moja siostra i ojciec praktycznie NIC nie pamiętają.
Więc czy warto jako rodzic nadmiernie się starać?
Inne bardzo, bardzo stare wspomnienie to obrona siostry przed atakiem koguta, który był prawie naszego wzrostu. Pamiętam też, że kompletnie nie rozumiałem o co chodzi, gdy ojciec uspokajał potem Anetę, że nie będzie już kłopotu z tym kogutem bo trafił do niedzielnego rosołu. Jak to do rosołu!? Przecież rosół się je! To wszystko chyba oznacza, że nie mogłem mieć wtedy więcej niż 3 lata.
Z ciut późniejszego dzieciństwa, ale jeszcze zanim chodziłem do szkoły pamiętam, że pudełko zapałek kosztowało mnie 10 groszy, a 10 dkg cukierków 30 groszy, niektóre zabawy z Jackiem i Tomkiem, w tym doskonale te związane z serialem „Kosmos 1999″, a potem z Ewą (w doktora w wieku 6-7 lat) i Kaśką (całkiem niewinne). Pamiętam pierwszy dzień w szkole – apel na szkolnym boisku w słoneczny dzień, była ze mną wówczas mama, pamiętam, że śmiertelnie nudziłem się na lekcjach czytania bo już czytałem płynnie zanim poszedłem do szkoły.
Niestety rodzice nie robili nam praktycznie zdjęć i mam ich dosłownie kilka z dzieciństwa.
Cała podstawówka, szkoła średnia, kolonie, obozy, biwaki i wczasy to dosłownie kilkanaście, no może ciut więcej wspomnień. Dopiero lektura pamiętnika przywołuje większą ilość z jakichś normalnie nieosiągalnych zakamarków pamięci.
Jak długo jeszcze?
Czy aby na pewno pojemność naszej pamięci jest tak duża jak to się powszechnie uważa albo nam wmawia?
O ostatnich latach to już w ogóle szkoda gadać. Tak dużo się działo, że ja nie wiem nawet kiedy te lata minęły.
Czasem łapię się, że ciągle wydaje mi się, że mam 21 lat. Tak właśnie, ni mniej ni więcej tylko 21 lat. Dlaczego? Kompletnie nie mam pojęcia.
Niewątpliwie byt kształtuje naszą świadomość czyli nas, tylko co z tego, jak tak niewiele się z tego bytu na co dzień się pamięta, a sprawy kiedyś niezwykle ważne dziś są kompletnie zapomniane i wydają się nieistotnymi.
Co jest z tym czasem, że ciała zmarłych niedawno otacza się czcią i szacunkiem, a tych dawno temu poniewiera bez żadnych wyrzutów, problemów i emocji?
Im dawniej tym bardziej bezproblemowo vide „mumia” Oetziego, czy wszelakie ludzkie szczątki sprzed czasów nowożytnych, w tym czaszki i inne kości rozrzucone licznie po szkołach i muzeach. Mam wrażenie, że brak tu już zupełnie poczucia, że to nie tylko przedmiot, lecz część człowieka takiego jak my, że coś czuł, czegoś pragnął itd. itp.
Tak samo stanie się z nami – przestaniemy cokolwiek znaczyć dla kogokolwiek i czegokolwiek. W takich chwilach pojawia się jeszcze intensywniej pierwsze ważne pytanie z dzieciństwa – jaki to ma sens? Po co w ogóle się urodziłem i żyję?
Notabene – klisze filmowe kompletnie się nie sprawdziły, większość jest tak wyblakła i poniszczona, że ledwie co na nich widać, więc jak ktoś takie ma to niech skanuje póki się jeszcze da coś z nich wyciągnąć.
Dużo lepiej zachowały się zdjęcia, choć mam świadomość, że i one kiedyś wyblakną kompletnie. Na szczęście dziś można je już zeskanować i trzymać jako teoretycznie nieśmiertelne pliki.
Sprawdził się także pamiętnik – warto go było pisać i każdemu polecam. Nie żeby zapisywać każdy dzień bo to bez sensu, ale różne zdarzenia, myśli, uczucia – już tak.
Po latach fajnie się to czyta i… kompletnie się siebie samego nie poznaje 🙂
Dobra, nie ma się co nad sobą rozczulać – czas rozdać cały swój majątek i zobaczyć co się uda zdziałać po mitycznej pięćdziesiątce. 🙂
Hej, normalnie jakbym oglądał sam swoje zdjęcia z dzieciństwa. Moi dziadkowie też mieli psa, na którego wołali Morus! No i też mam młodszą siostrę.