Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy – a jednak zupełnie bez mocy :(

Wiem, że jakkolwiek złe recenzje by nie były to i tak go oglądniecie, ale raczej zachęcam do skorzystania z torrentów niż kina.  Ja niestety musiałem iść do kina i choć szedłem nie spodziewając się niczego dobrego, to jednak nie aż tak kiepskiego filmu jakim mnie uraczono. Wręcz tragiczna obsada aktorska (z jednym wyjątkiem) pogłębiona postaciami będącymi kompletnym nieporozumieniem (szczególnie tych po ciemnej stronie), kalki scenariuszowe z pierwszego filmu („Gwiezdne Wojny:Nowa Nadzieja” z 1977 r. ), które nie mają już w sobie żadnej magii bo się opatrzyły dawno temu, zabójcze dłużyzny,  niepotrzebne sceny zrobione pod stworzenie gry, absurdy i nielogiczności, brak przemian postaci, brak interakcji między postaciami, brak intrygi, puste emocjonalnie i w efekcie – absolutny brak mocy choć dużo o niej tam gadają.  Film kompletna wydmuszka, mająca na celu jedynie nabicie kasy na dawnym sentymencie.  Żeby nie było, że narzekam bo jestem stary – mój 8 letni syn także nie wyszedł zachwycony, na dodatek był rozczarowany, że nie było Dartha Vadera. 😉  W dalszej części nie krępuję się przed wyjawianiem niektórych elementów akcji – co i tak nie ma znaczenia 🙂 – więc jak ktoś nie chce poznać jakichś szczegółów przed samodzielnym oglądnięciem to niech dalej nie czyta.
Co do obsady to jedynie Daisy Ridley odtwarzająca postać Rey dobrano odpowiednio. Żadna z niej piękność, ale i nie jakaś brzydula, wiotka i gibka dziewczyna z dzióbkiem budzącym sympatię.  Taka w sam raz, z łóżka by jej człek nie wyrzucił. Co do reszty to wierzcie mi DRAMAT!  Szczególnie postać zajmująca miejsce Darth Vadera czyli Kylo Ken, w którą wcielił się Adam Driver. Co to kurcze jest!? Totalny wymoczek, rozchwiany emocjonalnie jak przedszkolak, modlący się do czaszki swojego dziadka (Dartha Vadera). Śmiech na sali!
Także z Harrisonem Fordem musi być bardzo źle skoro godzi się na film, w którym ginie grana przez niego postać.  Ja jakoś nie pamiętam żadnej roli, w której spotykałby go taki los, poza tym filmem. Ale może Wy znacie i mi podpowiecie?
Co do reszty to nawet nie ma sensu o tym pisać –  marność nad marnościami, w tym cała oś akcji jest absurdalna aż do bólu. Poszukiwanie Luke’a Skywalker’a , który ukrył się przed światem, gdzieś na jakiejś planecie tylko dlatego, że jest rzekomo ostatnim Rycerzem Jedi obdarzonym mocą (choć przecież jest nim także Kyle Ken a jak się potem okazuje także Reya). Tylko prychnąć. Wierzcie mi – gdyby nie zbudowana pierwszymi trzema filmami „magia” Gwiezdnych Wojen, ten film zostałby po prostu wyśmiany i wygwizdany.

A i jeszcze jedno – czekałem, czekałem i się w końcu doczekałem, że zamiast „rebelianci” padło słowo „terroryści”.  🙂  RECHOCZĘ !

3 myśli na temat “Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy – a jednak zupełnie bez mocy :(

Odpowiedz