Ceny opłat za transakcję w sieci Ethereum od wielu dni nieustannie rosną osiągając absurdalne rozmiary i łapiąc w pułapkę posiadaczy niewielkich ilości tokenów. Dziś opłata wynosi już ponad 44 USD (Metamask pokazuje nawet ponad $120). Oznacza to, że przy niewielkich zainwestowanych kwotach (np. w jakieś usługi Defi, kontrakty lub tokeny gier itp.) nie opłaca się dokonywać jakichkolwiek transakcji albo nie dochodzą one do skutku z powodu ustawienia zbyt niskiej akceptowanej ceny transakcji. Uniemożliwia to też „wyjście” z ETH na inne tokeny lub pieniądze co w przypadku spadku ceny ETH – a dokładnie tak stało się w maju – oznacza bezsilne zagryzanie zębów i liczenie strat. Jeszcze gorzej mają Ci, którzy włożyli (niewielkie kwoty) w jakieś kontrakty, które dokonują na nich automatycznych transakcji – w tej sytuacji po prostu stracą na opłatach dużą część włożonych środków albo nawet (prawie) wszystkie.
A przecież po to robiono ostatni fork żeby te opłaty były niskie. Cóż – wyszło jak zwykle 🙁
Oczywiście tzw. „grube wieloryby”, obracające w pojedynczych transakcjach, dziesiątkami, setkami czy milionami, nie muszą się zbytnio martwić. Nawet tak wysokie opłaty i tak stanowią dla nich nieistotną wartość w stosunku do transferowanej kwoty. Stać ich więc na podbijanie stawek byle tylko ich transakcja została zrealizowana.
Dlaczego o tym wspominam? Ku przestrodze. Żebyście sprawdzali koszty opłat w systemach, w które wchodzicie. Szczególnie jeżeli chcecie się tam po prostu bawić niewielkimi kwotami bo możecie się przekonać, że równość istnieje tylko na papierze, a Wy na swoją kolejkę będziecie czekać aż do… nieskończoności.
A ethereum? No cóż… jeżeli się nie ogarną to zostaną ekskluzywnym systemem dla bogaczy. Można i tak, ale chyba najpierw wypadałoby dać drobnicy możliwość wycofania się z systemu?
wersja 2.0 już przyszłego lata, spokojnie, po prostu popularność ich przerosła, bitcoin też był tego ofiarą